To banalne i nigdy w życiu nie podejrzewałam, że może przytrafić się i mnie.. Miłość w internecie.. Kiedy o tym słyszałam, czy czytałam, było to dla mnie tak trywialne i infantylne, że..
Mimo, że zarzekałam się tysiące razy i obiecywałam sobie, że nigdy nie wyznam nikomu uczucia przez internet, że nie pozwolę na to, aby kierowały mną emocje, wyzwolone przez człowieka, który siedzi po drugiej stronie monitora - stało się.. Ponad rok temu poznaliśmy się, zupełnie przypadkiem.. To ja go zaczepiłam. Porozmawialismy trochę i wydawało się, że to zwykła wymiana zdań, niemająca szans na kontynuację w przyszłości. W międzyczasie musiałam wprowadzić zmiany na dysku, skutkiem czego straciłam całą listę znajomych - w tym i jego numer. Po jakimś miesiącu odezwał się. Zbliżała się już północ, a ja miałam właśnie wychodzić z sieci. Zatrzymał mnie.. i to na długo. Rozmawialiśmy przez całą noc. On po prostu chciał się wygadać, miał problem i chciał go wyrzucić z siebie na 'bezpieczny' grunt - powierzyć go komuś, dla kogo jest nieznajomym, kto nie zagrażałby mu tym, że rozsieje wśród wspólnych znajomych plotki itp - bo najzwyczajniej w świecie takowi nie istnieli.
Jego sprawa tak mnie pochłonęła, że pozostała we mnie jeszcze na długo. Jestem typem gąbki - problemy, z którymi zwracają się do mnie ludzie, przenikają mnie, stają się częścią mojego życia.. Tak było też wtedy, jeszcze przez kilka dni myślałam o nim i o tym, co zrobić, jakiej rady mu udzielić, aby było dobrze.
Nigdy w życiu nie przypuszczałam, że to całe zaangażowanie będzie miało tak olbrzymi wpływ na moją przyszłość. Zaczęliśmy rozmawiać codziennie i to całymi godzinami. Kiedy nie mogłam się skupić na niczym innym, bo myślałam tylko o tym, aby jak najszybciej włączyć komputer i połączyć się z internetem - zaczęłam się bać. Krzyczałam STOP! Ale w głębi duszy pragnęłam spędzać z nim każdą chwilę, pilnując jednocześnie, aby nie zdradzić się ze swoimi uczuciami, a siebie samą oszukiwałam, że to braterskie uczucie, zwykła przyjaźń i niepotrzebne emocje.
Wreszcie on wyznał mi, że coś czuje do mnie.. Broniłam się, nie chciałam tego.. Właściwie pragnęłam całym sercem móc go pokochać, chciałam całemu światu wykrzyczeć, że jestem zakochana. Postanowiłam jednak wyzwolić choć odrobinkę z tych uczuć, które mną zawładnęły. Ale to było jak fala, której nie dało się powstrzymać. Przeżyłam najpiękniejsze chwile mego życia. Niestety akurat w tym przypadku sprawdziło się przysłowie, że 'wszystko co dobre, szybko się kończy'. Coś między nami pękło, do dziś nie wiem, co było tego przyczyną. Chociaż wydaje mi się, że wiem.. za długo zwlekałam, byłam zbyt wymagająca.. Zbyt dużo nas dzieliło, a najwyraźniej to, co nas łączyło było zbyt słabe, aby przetrwać próbę czasu i pokus.
Ale nadal zostaliśmy przyjaciółmi. Ja go nadal kochałam, on mnie również, ale w obliczu zasitniałych sytuacji - nie mówiliśmy tego sobie. Znalazł sobie wreszcie kogoś, ja też umawiałam się na spotkania, chociaż w moim przypadku były to zwykłe towarzyskie 'randki' przy piwie, natomiast on związał się na stałe, z osobą, której tak naprawdę nie kochał..
Przez ten cały czas byłam przy nim. Zawsze na wyciągnięcie ręki. Cieszyłam się z jego sukcesów. Doradzałam co robić, aby był szczęśliwy z nią. Zależało mi na jego szczęściu, a ponieważ ja nie mogłam mu tego zapewnić - pragnęłam pomóc mu odnaleźć to szczęście gdzieś indziej. Na początku bardzo bolało, ale z biegiem czasu nauczyłam się z tym żyć, a nawet zabliźnić powstałe rany. Poznałam mężczyznę, dzieki któremu łatwiej mi było zapomnieć i z lżejszym sercem słuchać o jego życiu, wzlotach i upadkach.
Jeszcze 'na początku końca' naszego szczęścia, starałam się nie dołować za bardzo, wmawiając sobie, że jeśli to on jest mężczyzną mojego życia, to prędzej czy później nasze drogi znowu się zejdą..
Wczoraj znowu rozmawialiśmy kilka godzin.. Znowu jest sam..
Moje serducho huknęło dużo mocniej. Boję się. Nie wiem, czy chcę znowu przechodzić przez to samo. Wydaje się, że los dał nam drugą szansę. Jesteśmy bogatsi o jakieś doświadczenia, znamy się znacznie lepiej.. Ale czy przeszłość i ta szansa, furtka do tego, abyśmy znowu mogli razem kreować teraźniejszość i przyszłość, są po to, abyśmy rzeczywiście - mądrzejsi i bardziej dojrzali - chwycili się za ręcę i wspólnie pokonywali niełatwe wyzwania, których może być całe mnóstwo? Czy też może to co było, powinno nas przestrzec przed kolejnymi porażkami?
Serducho mi każe walczyć. Każe kochać. Ale ja się boję. Już tyle razy bolało...